Pawian na Bałkanach (odcinek z pewnością nie ostatni), czyli zasadzki przy stole

Tak, tak, Pawian się wkurzył i o Watykanie opowie jutro, ale dziś jeszcze pozwólcie pożyć w bałkańskim stylu, a poza tym trzeźwość i T’ga za jug…

Nie wiem, czy Państwo pamiętają jeden ze skeczy grupy Monty Python, gdy komandosi mieli się bronić przed atakiem malinami. W każdym razie na Bałkanach jedzenie jest podstępne, atakuje Pawiana cały czas znienacka. Nie chodzi o to, że Pawian tyje, chociaż to prawda, spodenki na razie dopina, ale już niedalekim wydaje się ów dzień, gdy katastrofa będzie realna.

Ataki jedzenia są także jak najbardziej realne, bowiem już podczas wizyty w akademii nauk, gdy Pawian został poczęstowany lokum, to ono obsypało go po całym tułowiu. Później Pawian cały dzień chodził słodki i lepiący się lukrem, jak miś Paddington w taksówce, gdy jadł kanapkę z marmoladą. Potem to samo wydarzyło się na proszonej kolacji w świecie akademickim, gdy Pawian dostał do łapy sladko, czyli owoce w syropie. Figa może nie skoczyła mu na kolana, ale nagle, nie bardzo wiadomo jak, Pawian do łokci był dokładnie zaklejony syropem. Z baklavą też była heca, bo miód znalazł się wszędzie na stole, a towarzystwo udawało, że nie widzi, tylko Delfin ochrydzki rechotał jak ta żaba, że Pawian łapami macha, łyżką nabiera, prowadzi uczoną rozmowę, a miód wszędzie. Jakby dzieciak żarł.

Najgorsza wtopa była, gdy Pawiana zaprosili rodzice Filipa Macedońskiego. Bo należy dodać, że tata Filipa (z historii wiadomo, że był to Amyntas III) świetnie gotuje, a na dodatek wygląda jak Sean Connery, tylko ma brodę. W każdym razie Amyntas i jego żona Eurydyka przyjęli Pawiana serdecznie. Ich dom to Makedonska Akademija na Gostoprimlivost (czyli gościnność), nie mylić z Makedonska Akademija na Naukite i Umetnostite. Tam Pawian też bywa, jednakże dziś opowie o czymś innym. Wracając do tej kolacji proszonej u Eurydyki i Amyntasa, Pawian pojawił się tam, jak zawsze odziany w zwiewne szaty, szale i sweter z szerokimi rękawami. Na powitanie dostał zacny kieliszek, w którym była domowa rakija oraz paprykę z grilla, doprawioną czosnkiem i pietruszką. Proszę Państwa, Macedończycy znają się na papryce, jak mało kto na świecie. Niejaki Elldin, to był gotów o trzeciej rano napaść na jakiś słoik ajvaru, gdy tylko nazwa mu w uszach zabrzmiała, jakby ta pasta do niego mówiła: “Pójdź, ja rozkoszą śćmię w Tobie Jehowę”. Co prawda Filip Macedoński papryki nie jada, co oświadczyła mi Eurydyka (atrakcyjna, jak większość Macedonek, kobieta) opowiadając (po macedońsku) anegdotę z jego dziecięctwa. Małemu Filipowi zaproponowano pieniądze, niezłą sumę, za spożycie papryki, na co odpowiedział: nie chcę pieniędzy i nie zjem papryki.

Papryka leżała sobie spokojnie na półmisku, do czasu gdy zobaczyła Pawiana i rzuciła mu się na szal. A potem Pawianowi się wydawało, że już więcej katastrof nie było. Jakże się mylił nasz bohater. Kolacja nad wyraz się udała, bo Pawian się cieszył, jak prosię w deszczu. Eurydyka i Amyntas to niezwykli ludzie. Gościnni, otwarci, weseli, chętni do imprezowania, świetnie opowiadający anegdoty, których i tak większości Pawian by nie zrozumiał, gdyby nie pomoc Delfina i Filipa. Po uroczym wieczorze Pawian wrócił do swego mieszkania i zabrał się za pranie garderoby. Niektóre jej części (sweter) wydawały mu się wolne od agresji potraw podawanych na kolacji. Na drugi dzień, jak zawsze rano Pawian udał się do pracy. I przez pół dnia czuł zapach jedzonej na kolację potrawy: selsko meso. To były trzy rodzaje mięsa (kuleczki z mielonego, młoda wołowina i cielęcina – jakby coś, to jednak nie jest to samo) z pieczarkami, duszone w cudownym, wonnym sosie. Pawian wygłaszając kolejne niedorzeczności dotyczące spraw mocno nieprzyzwoitych cały czas czuł ten rozkoszny zapach mięska. Dopiero, gdy mył łapki w toalecie zorientował się, że pół prawego rękawa i ćwierć lewego są przesiąknięte nie tylko aromatem, ale i samą substancją, którą Pawian napychał sobie brzuch. Skonfudowany powiedział to Delfinowi, a ta chichocząc zaproponowała, żeby Pawian sprawdził zawartość rękawków, bo może są tam jakieś kawałeczki mięsa. I będzie mógł sobie przegryzać w trakcie pracy.

Pawian jeszcze bardziej teraz uważa na podstępne macedońskie jedzenie, ale i tak wie, że bitwę z nim toczoną i tak przegra.

Studenci Delfina siedzą w bufecie i coś wcinają. Pawian podchodzi, a oni mówią, żeby się poczęstował. Pawian odmawia, bo mówi, że dziś znów jest proszonej kolacji i chce mieć złudzenie głodu. Studenci pytają, czy Pawian już wie, co mu najbardziej smakuje w Macedonii. Pawian, mimo iż wie, że tutejsze jedzenie już zaciera łapki z uciechy i szykuje się do skoku na jego garderobę, odpowiada pewnie:

     

  • Tak, wiem…
  •  

Studenci drążą temat:

     

  • A co ci Pawianie smakuje u nas najlepiej? Przyznaj się…
  •  

Pawian z szerokim uśmiechem odpowiada:

     

  • Wszystko, to przecież jasne.
  •  

O czym donosi, z pewnością niegłodny – Pawian przydrożny.

 

 

Published in: on 12/04/2008 at 00:25  5 Komentarzy  
Tags: ,

The URI to TrackBack this entry is: https://pawianprzydrodze.wordpress.com/2008/12/04/pawian-na-balkanach-odcinek-z-pewnoscia-nie-ostatni-czyli-zasadzki-przy-stole/trackback/

RSS feed for comments on this post.

5 KomentarzyDodaj komentarz

  1. Szanowny Pawianie,

    ja niestety nie mam nic mądrzejszego do powiedzenia jak tylko to, że niegodnym Pawianie podeszwy całować 🙂

    Ubóstwiam.

    Oli

  2. Pawian być wzruszony, szczególnie dlatego, że mieć siąkający nos i zachorować po powrocie 😦

  3. To selsko meso na rękawach… 😀 Do dziś z krzesełka spadam, czy też tarzam się po ziemi ze śmiechu, jak tylko sobie przypomnę, hihiii!

  4. Ech, Ty… 🙂


Dodaj komentarz